wtorek, 23 czerwca 2009

Translegitki (jesteśmy w dupie)

Janusz Kochanowski, aktualnie Rzecznik Praw Obywatelskich, a swego czasu zwolennik PiS (z ramienia tej partii kandydował do Parlamentu Europejskiego), zgłosił do ministra spraw wewnętrznych i administracji, Grzesia Schetyny, przezabawny projekt. Chce, by transseksualistom wydawano specjalne legitymacje z dwoma zdjęciami. Trzeba bowiem szanować "trzecią płeć".

Rozumiem, że jedno z tych zdjęć będzie przedstawiać danego "transa" po operacji zmiany płci, a drugie przed? Zabawne, że nikt nie zauważa, nikt z rycerzy tolerancji i postępu, że wyrabianie tego rodzaju legitymacji to jeden ze sposóbów stygmatyzacji tych biednych ludzi.

Przy okazji tej sprawy warto zauważyć, jak sprytnie transwestyci dołączyli do seksualnych grup emancypacyjnych. Dotąd mówiło się raczej o gejach i lesbijkach, a tu nagle praw zaczęli się domagać także i oni. Jest to świadectwem prawdziwości starego powiedzenia, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. W momencie, gdy zboczeńcy uświadomili sobie, że popiera ich duża polityczna siła (Unia Europejska), powoli zaczęli radykalizować swoje postulaty oraz poszerzać pakiet tego, co jest według nich normalne.

Niestety, polscy politycy, w przeciwieństwie do np. litewskich (ci uchwalili zakaz promocji homoseksualizmu), nie są na tyle odważni, by powiedzieć "nie" zapędom zboczeńców. Dlatego należy się spodziewać raczej "skandynawizacji" polskiej rzeczywistości obyczajowej, niż powrotu do tradycyjnego postrzegania moralności.

wtorek, 16 czerwca 2009

Etyka niezależna - do rozważenia...

Etyka niezależna. Od czego? Jeśli nic, co mogłoby ją sankcjonować nie istnieje, etyka nie może być zależna. Ergo: określnik "niezależna" jest zbędny. Jeśli natomiast coś takiego istnieje, to dlaczego mielibyśmy ją od tego uniezależniać. Przez wzgląd na co?

niedziela, 7 czerwca 2009

Cisza wyborcza, wyborcza abstynecja i wolny wybór

Tak dużo pisaliśmy na blogu o wyborach, które się dzisiaj odbywają, że trudno nam się powstrzymać przed złamaniem ciszy wyborczej i wyrażeniu poparcia dla partii X albo Y.

Tak... Bardzo trudno. Zobaczymy, czy się uda, a jak nie, to, Czytelniku, wio z donosem do prokuratury! Zemścisz się przy okazji za to, że musisz czytać nasze ciągłe narzekanie: nałożą na nas 2 miliony złotych grzywny!

Najbardziej ciekawi mnie frekwencja tych wyborów. Ja na przykład nie idę; nie wiem, jak Kidriv, ale sądzę, że także postanowił wyrządzić krzywdę swoim dzieciom i ojczyźnie i do urny nie iść. Mam nadzieję, że Polki i Polacy pójdą w nasze ślady, czyli też nie pójdą. Że nie poddadzą się propagandzie, że w wyborach uczestniczyć trzeba. Ja uczestniczyłem dotąd regularnie i co mi z tego przyszło? Tusku i Kaczyńsku. No, to ja się wypisuję. Jestem zwolennikiem teorii, że nieudzielenie poparcia żadnej partii to także wybór. Jeśli dokonuje go większość obywateli to nie znaczy, że są leniwi, albo nie są dobrymi obywatelami, a raczej, że istniejący system nie ma legitymacji narodu. Zwłaszcza jeśli ta wyborcza abstynencja ma miejsce przy okazji większości wborów. No i - zgodnie z arystotelesowską logiką - system, który jest jej przyczyną, powinien ulec samorozwiązaniu. W konstytucji stoi: "Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu". I tego się trzymać należy.

Sted

PS Rzygać mi się chce od słuchania zdegenerowanych demokratów, którzy twierdzą, że ludzie są wolni tylko przy urnach.

wtorek, 2 czerwca 2009

Nie ma się czym chwalić, Lars!

STED:

Lars von Trier, którego dotychczasowe kino lubiłem, mimo że nie było to łatwe kino, tym razem stworzył wyjątkowego gniota. "Antychryst" miał być filmem na miarę "Dziecka Rosemary", a jest filmem, przy którym polski horror klasy B "Pora mroku" to arcydzieło.
Nudne dialogi, których da się słuchać tylko dzięki wyśmienitym aktorom (Dafoe jak zwykle nie rozczarowuje), pretensjonalne ujęcia (w filmie trzy, może cztery sceny są atrakcyjne wizualnie), brak sensownej fabuły, za to nieuzasadnione aspiracje do bycia filmem psychologicznym i zupełnie zbędna przemoc. Lars, czy naprawdę, by zrobić z kobiety antychrysta trzeba pozbawić ją warg sromowych? Czy, żeby ukazać naturę, jako "kościół Szatana" trzeba pokazywać lisy wyjadające własne wnętrzności? Tak, jeśli ma się ambicję szokować.

[Nie streszczam fabuły filmu, polecam IMDB.COM]

Von Trier dużo mówił o tym, że kręcąc film miał depresję i - jako że jest on niepoprawnym ekstrawertykiem - musiało dojść do odbicia jego tymczasowego stanu psychicznego w filmie. Von Trier chciał po prostu poinformować świat o stanie swojej psychiki. Zrobił to, 'sztuka' miała być rodzajem autoterapii i faktycznie - okazało się, że Lars to biedny, pełen sprzeczności zagubiony człowiek. Autoterapia się chyba udała, bo na konferencji prasowej w Cannes dotyczącej "Antychrysta" Duńczyk tryskał dobrym humorem. Być może odnalazł swoją ścieżkę, jak śpiewają amerykańscy piosenkarze. Problem w tym, że na tej nowej drodze zagubiła się gdzieś sztuka. Von Trier, pozując na wielkiego intelektualistę, poupychał w film masę mniej lub bardziej wysublimowanych symboli i odniesień, które być może miałyby jakąś wartość, gdyby jednocześnie nie pozbawił filmu wyrazistej intrygi. I gdyby dialogi były mniej infantylne. A tak Duńczyk udowodnił jedynie, że przeczytał kilka historycznych niekoniecznie aktualnych książek o inkwizycji (nawiązanie do palenia na stosie kobiet, będących wcielonym złem), czy że obejrzał obrazy klasyków (wizualne odwołania m.in. do "Piekła" Boscha). Nic poza tym. Ani to nowe (A. Jodorowski robił to już dawno i o wiele lepiej - vide: "Święta góra"), ani finezyjne.

Niektórzy na forach internetowych pisali, że Ci, którym film się nie podoba są niedojrzali emocjonalnie. Bo podobno, żeby zrozumieć, trzeba - jak główni bohaterowie - stracić kogoś bliskiego. Inni pisali, że krytycy są po prostu nieoczytani i niekulturalni i nie rozumieją tych wielce wysublimowanych intertekstualnych nawiązań. Przytaczam te argumenty, które są tak głupie, że nie wymagają polemiki, żeby pokazać, że "Antychrysta" obronić się nie da.

PS Zabawne, że do wypromowania tego filmu starczył wymowny i zaczepny tytuł. Że też ludzie nie mają dość po "Aniołach i demonach"! Tak! Te filmy, tak różne w formie, bez wątpienia podobne są w jednym: napastliwym wykorzystaniu religii jako marketingowego koła zamachowego. Nic nie wywołuje takiego zainteresowania i aprobaty, jak jazda po Chrystusie.

KIDRIV:

Polacy umieją docenić fakt, że traktuje się ich jak pełnoprawnych obywateli świata. Dostaliśmy do kin film "Antychryst" z szybkością błyskawicy, nie dziwi więc, dlaczego rzuciliśmy się tłumnie, by go obejrzeć. Tak, tak, to Polska zaliczyła największą oglądalność tego dziełka w pierwszy weekend po premierze. Wariactwo. Pocieszmy się tym, że Von Trier też nie jest do końca normalny.

Jest zwariowany. Oczekuje się od niego produkcji ponadczasowych, trudnych do zrozumienia, inteligentnych, interesujących, ale i nietypowych. „Antychryst” posiada tylko drugą z tych cech. Zazwyczaj jednak mówiąc o filmie ‘trudny do zrozumienia’, mamy na myśli opozycję do ‘powierzchowny’, ‘prostacki’. Tym razem owa trudność polega na odniesieniu do zamysłu towarzyszącego nakręceniu tego typu obrazu. „Antychryst” jest słaby, a wciąga tylko z racji oczekiwań wobec reżysera. Na oczekiwaniach się kończy, legenda Von Triera jest jedynym i to pozornym atutem całości. Po jego obejrzeniu byłem pewien, że nie zdarzy mi się powrócić do tego ‘szatana’. Mimo biegającej i masturbującej się Charlotte Gainbsourgh.

To nie tak, że wzgardziłem grą aktorską, zdjęciami (które momentami są naprawdę znakomite), czy inną częścią składową filmu. To, co mnie zirytowało to niezrozumiale ‘skacząca’ fabuła, a także pozorny symbolizm, który wydaje się tak głęboki, że włosy z głowy wyrywałby sobie sam David Lynch. Dlaczego zaś nie wrócę do filmu? Dlatego, że zostałem nabrany, nabity w butelkę wręcz. Dlatego, że to miał być horror. Film, który trzyma w napięciu, który powoduje, że widzowie czekają skupieni na tym, co się za chwilę może wydarzyć. „Antychryst” tego napięcia jest pozbawiony. Gdybyśmy nie znali nazwiska reżysera i scenarzysty, niczym nie mógłby nas ująć, nie miałby czym przykuć czy wbić w fotel. Nie zaznałem co prawda totalnej nudy w kinie Atlantic, ale przyznam się, że doświadczyłem w zamian za to radości, że na bilet wydałem tylko 13 złotych (mimo że był weekend). To o czymś świadczy (pewnie o mojej ignorancji – rzekną obrońcy przeintelektualizowania w kulturze).

Nie dość, że horror, to jeszcze pornograficzny! – tak krzyczały nagłówki gazet. Pornografia nie szokuje już przeciętnego człowieka, sceny z waginą czy siusiaczkiem są zupełnie normalne. Nie szokuje nawet miażdżenie jąder i masturbacja zranionego prącia – nie szokuje, a skutecznie obrzydza nastrój. Pomijam fakt, że w zapewne w
według reżysera najbardziej i symbolicznych i przerażających momentach, publika dosłownie wybuchała śmiechem. Szaleństwo Von Triera zaprawdę nie zna granic.

Nie jest to film, który zasługuje na szacunek "inteligencji". Nie jest to film, do którego chce się wrócić...i wreszcie... Jest to film, który absolutnie każdy jest w stanie nakręcić we własnym domowym zaciszu. Czy to świadczy o jego uniwersalności? Nie sądzę. Śmiem wątpić, moi drodzy!