Wakacje to niewdzięczny okres dla kinematografii. Śpieszyć się trzeba z komediami, filmami akcjami, coraz mniej strasznymi horrorami, sequelami etc. W grę wchodzi nakręcenie filmu miłego dla widza. Nie zostawi on na psychice odbiorcy żadnego śladu, nie będzie śnił się po nocach, nie będzie dręczył za dnia. Wydajmy 15 złota, a pozostanie nam jedynie dziura w portfelu! Oczywiście nie przez wydanie piętnastu uncji na bilet. Należy być świadomym kosztów dodatkowych: wakacje, więc i randka z dziewczyną w luźnej białej sukieneczce ze wstążką i kwiatkiem we włosach, która budzi w młodzieńcu skojarzenia nie tylko estetyczne. W parze za tym idzie następne 15 zł na bilet dla naszej nimfy wodnej plus dwa średnie popcorny i jedna duża cola. Razem - milion złotych. Wydajemy więc radośnie milion zlotych i zasiadamy w fotelu multipleksowym. Multiplexa takiego charakteryzuje jednak multipleksowy repertuar... którego ponoć nie ratuje nawet Christian Bale i boski Johnny! Ani ulubieniec homoseksualistów Daniel Radcliffe! Innymi słowy na jaw wychodzi prawda okrutna - nic nie ratuje wakacyjnego repertuaru multiplexowego przed staczaniem się w dól i zbieraniem śmieci z wielkiej góry tandety i papki z napisem 'to już było - dowidzenia!'.
Kina niezależne nie dają jednak za wygraną i szaleją równie wakacyjnie. Tylko w drugą, ambitniejszą stronę. Tak zwanej klasyki filmowej w Alchemii czy Muranowie znajdziemy od groma. I tu mnie zaczyna mierzić cala ta sytuacja. Zaczyna robić się niezręcznie, krępująco wręcz. Dla mnie. Czując pewnego rodzaju wzgardę dla siebie siedzącego w kinie i oglądającego 'Harry'ego Pottera', o którym zapominam 15 minut po wyjściu z przybytku, myślami błądzę gdzieś w okolicach filmu ''Control' (we wspomnianym Muranowie), tudzież przedpremierowego pokazu najnowszego obrazu Wima Wendersa. Cóż mi jednak z tego błądzenia przychodzi, skoro to nawał średniactwa i przeciętniactwa zmusza mnie do przeniesienia się na bardziej inteligenckie rejony tej sztuki, a nie ja sam?! W wakacje przychodzi dzień, kiedy czuję, że muszę się odchamić, bom skapcaniał. Piwka i karaoke się odechciewa, a zachciewa zgłębiać Gombrowicza, Dostojewskiego i offowe filmy... Czar prostoty i spontaniczności pryska, zanim się pojawia i zostaje ja sam pastwiący się nad psim losem pseudo-inteligenta... A może chłopka-roztropka, który inteligenckie bytowanie stawia na piedestale życia? Serce mi się ściska, dusza tego serca płonie, kiedy dochodzę do takich wniosków.
A Państwo? Proszę się zastanowić, czy naprawdę interesujemy się sprawami ponadprzeciętnymi tylko ze względu na własny rozwój? Czy to nie jakaś inna tajemna, odwieczna siła popycha nas do udawania mądralińskich i wielce niezależnych panocków z duszą artysty? I dlaczego to nie sama dusza artysty nam puka w okno, tylko reszta świata tłoczy się stękając coś o potrzebie bycia światowym i oczytanym? Co jest grane? Jak to, kurczę, jest?
Tymczasem niebawem wybieram się na 'Hangover' i jest mi z tego powodu naprawdę przyjemnie. 'Control' i Wendersa na dużym ekranie nie obejrzałem.
kidriv
Kina niezależne nie dają jednak za wygraną i szaleją równie wakacyjnie. Tylko w drugą, ambitniejszą stronę. Tak zwanej klasyki filmowej w Alchemii czy Muranowie znajdziemy od groma. I tu mnie zaczyna mierzić cala ta sytuacja. Zaczyna robić się niezręcznie, krępująco wręcz. Dla mnie. Czując pewnego rodzaju wzgardę dla siebie siedzącego w kinie i oglądającego 'Harry'ego Pottera', o którym zapominam 15 minut po wyjściu z przybytku, myślami błądzę gdzieś w okolicach filmu ''Control' (we wspomnianym Muranowie), tudzież przedpremierowego pokazu najnowszego obrazu Wima Wendersa. Cóż mi jednak z tego błądzenia przychodzi, skoro to nawał średniactwa i przeciętniactwa zmusza mnie do przeniesienia się na bardziej inteligenckie rejony tej sztuki, a nie ja sam?! W wakacje przychodzi dzień, kiedy czuję, że muszę się odchamić, bom skapcaniał. Piwka i karaoke się odechciewa, a zachciewa zgłębiać Gombrowicza, Dostojewskiego i offowe filmy... Czar prostoty i spontaniczności pryska, zanim się pojawia i zostaje ja sam pastwiący się nad psim losem pseudo-inteligenta... A może chłopka-roztropka, który inteligenckie bytowanie stawia na piedestale życia? Serce mi się ściska, dusza tego serca płonie, kiedy dochodzę do takich wniosków.
A Państwo? Proszę się zastanowić, czy naprawdę interesujemy się sprawami ponadprzeciętnymi tylko ze względu na własny rozwój? Czy to nie jakaś inna tajemna, odwieczna siła popycha nas do udawania mądralińskich i wielce niezależnych panocków z duszą artysty? I dlaczego to nie sama dusza artysty nam puka w okno, tylko reszta świata tłoczy się stękając coś o potrzebie bycia światowym i oczytanym? Co jest grane? Jak to, kurczę, jest?
Tymczasem niebawem wybieram się na 'Hangover' i jest mi z tego powodu naprawdę przyjemnie. 'Control' i Wendersa na dużym ekranie nie obejrzałem.
kidriv