piątek, 19 lutego 2010

Dramatycznie

Skoro zrobiło się już tak dramatycznie, wrzucę fragment pisanego przeze mnie aktualnie scenariusza teatralnego pod roboczym tytułem "Siła obowiązku". Fragment będzie monologiem niejakiego Johna Shermana, wielkiego społecznika i postępowca, w którym próbuje on przekonać filisterskie małżeństwo, że wydanie córki za bezdomnego jest świetnym pomysłem. Dodajmy - córki, która wcale nie chce przyjąć oświadczyn kloszarda.

John Sherman:
Droga pani, to nie jest nieporozumienie! To mezalians, ale żyjemy w epoce, której mezaliansów potrzeba! Sądzi pani, że nie rozumiem, że to trudna do zaakceptowania rzecz: córka, która wychodzi za mąż za biedaka? Rozumiem to w całej pełni. I właśnie dlatego, że rozumiem, popieram. To jest prawdziwy krok naprzód w budowaniu międzyludzkiej więzi, to jest, jak już powiedziałem wzór. Precedens. Dotychczas podobne rzeczy działy się w bajkach i komediach, teraz zaczną dziać się w rzeczywistości. Radykalne zasypywanie podziałów społecznych było uznawane za ideał postępowy, liberalny. Teraz czas na totalne przedefiniowanie celu. Do jego realizacji należy wykorzystać tradycyjne instytucje. Rodzina nadaje się do tego wyśmienicie. Swoją skuteczność udowodniła już na różnych polach. Czas by zwyciężyła i na tym.

Systemy społeczne, systemy gospodarcze, systemy polityczne… systemy każdej kategorii mają jedną wspólną cechę. Spychają tych, którzy nie potrafią się w nich znaleźć, na margines. System społeczny preferuje konformistów, ludzi ślepo wierzących w to, co ustanowi w swojej nieświadomej ewolucji ogół. Nonkonformiści są wytykani palcami. System gospodarczy foruje silnych i sprytnych. Słabi i odrobinę mniej sprytni lądują pod mostem. Mimo, że, jak pan Mike, są wartościowymi jednostkami. Inteligentnymi i krytycznymi, które – to nie przesada! – przydałyby się naszym uniwersytetom. Systemy polityczne preferują populistów, czyli tych którzy schlebiają większościom z dwóch poprzednich kategorii. Rewolucjoniści więc są wykluczeni, nie ma dla nich miejsca.
Upływały lata, dziesięciolecia, wieki. Nic się nie zmieniało. Dopiero teraz nadeszła pora zmiany. Ludzie zaczną być sobie braćmi. Dzięki wam, drogie dzieci. Mike, czy czuje pan powagę sytuacji? Pani Monico, a pani? Tę odpowiedzialność ogromną? Czuje pani? Pani Bright… co do pani jestem pewien, że się rozumiemy. Że mimo zrozumiałych rodzicielskich oporów znów górę weźmie intuicja społeczna. Jestem pewien, że nie da pani zaprzepaścić swoich dokonań na polu działalności charytatywnej. Jest pani z tego znana. To panią konstytuuje. Proszę nie pozwolić, by filisterskie, reakcyjne instynkty wygrały. Kto dotąd był kandydatem na męża pani Moniki? Pewnie jakiś zamożny młodzieniec? Co z takiego małżeństwa miałoby społeczeństwo? Nic.

Czekałem na jakieś wydarzenie, na przełom. Idąc dzisiaj do państwa, nie spodziewałem się, że nastąpi on tak szybko. Panie Bright, rozumiem pańskie zaskoczenie. Dla pana ten mezalians jest trudniejszy do przełknięcia niż dla żony. Ale bądźmy jednak ludźmi interesu i rozważmy wszystkie za i przeciw. Zacznijmy od tego, co przemawia przeciwko. Nic. Nic poza przesądami nie przemawia przeciw temu małżeństwu! Nie można gardzić drugim człowiekiem, odmawiać mu prawa do szczęścia, tylko dlatego że jest biedny! Co zaś przemawia za małżeństwem!? Wszystko. Człowieczeństwo, uznanie godności człowieka bez względu na jego kondycję materialną. Ideał tolerancji. Nowoczesny i niekwestionowany. Niech młodzi robią to, co chcą. Nie stawajmy im na drodze! Niech dadzą świadectwo i ustanowią nowy paradygmat równości! Jest pan przedsiębiorcą, nie muszę chyba mówić, że to małżeństwo pomoże nawet w trywialnych sprawach. Takich jak biznes na przykład. Ludzie kochają tych, którzy im pomagają. Pan, który zgodzi się na to małżeństwo, będzie tym, który da im najwięcej. Nadzieję. Proszę pamiętać, że Ci biznesmeni, którzy odżegnywali się od pomagania innym, skończyli marnie. Wybór konsumentów. Przestali kupować ich produkty. Pamięta pan Krugmana? A Stiglitza? To byli egoiści, nie chcieli współpracować z nikim, nie chcieli pomagać. Wiele razy zwracałem się do nich o datki dla biednych. Gdy odmówili, nie piętnowałem ich, po prostu poinformowałem opinię publiczną. Ona zadecydowała, że ich firmy poszły na dno.

Ale taka sytuacja w pańskim wypadku nie będzie mieć miejsca. Wierzę, że zadecydują państwo mądrze i zgodzą się i zaakceptują to zrodzone tutaj uczucie. Że zaakceptują kierunek, w którym zmierza historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz