poniedziałek, 8 lutego 2010

Prawo Zaniedbania

Biurokracja rządzi się swoimi prawami. Jakże różne są one od praw fizyki! I to nie tylko dlatego, że pierwsze są dziełem człowieka, a drugie natury. W czym więc przejawia się owa szczególna różnica? Otóż, drodzy, w bezwzględności. Prawa fizyki, jak wiemy, są względne, a nawet, gdy w jakimś momencie wydają się bezwzględne, to zawsze w końcu znajdzie się coś, co je skutecznie uwzględni.

Jednak nie z biurokracją te numery. Tutaj rządzi niepodzielnie reguła niezmienności i - wbrew pozorom - procesy, którym biurokracja podlega można przewidzieć i opisać ze stuprocentową pewnością. Genialne intuicje w tym względzie miewał Cyryl Parkinson, który odkrył jedno z praw biurokracji, prawo, nazwane potem jego imieniem. Szło generalnie o nieustanny i nieuchronny rozrost biurokracji. Była to zasada ogólna, która, rzec by można, ujmowała istotę tego zjawiska. Jednakże możliwe jest wyodrębnienie innego rodzaju praw, które nie dotykają być może istoty bezpośrednio, a jednak bardzo wyraźnie na nią wskazują.

Mowa np. o powszechnym w rządach biur zjawisku, które wyraża się w formule: "Siedziba aparatu administracyjnego zawsze ma się tym lepiej, im gorzej wygląda to, czym administruje." Nazywam to Prawem Zaniedbania, a Wy możecie nazywać to prawem Weinsteina. Rozejrzyjcie się dokoła. Możecie szukać daleko. W Afryce. Tamtejsi dyktatorzy i lokalni notable słyną z bizantyjskiego estetycznego hedonizmu, gdy w tym samym czasie ludzie dosłownie umierają na ulicach. Możecie szukać blisko. Wystarczy przejść się do dowolnego wyłożonego marmurami gmachu ZUS, albo siedziby Sądu Najwyższego. Obydwa budynki będą reprezentować niebywałą dysproporcję pomiędzy tym, jak wyglądają, a tym jak bardzo nieudolną instytucję mieszczą. Studenci również mogą odczuć Prawo Zaniedbania na własnej skórze. Pamiętam z nieodległych czasów, gdy mieszkałem w akademiku, że biura administracji były przystrojone czystymi panelami, nie było w nich grzyba na ścianach, a firanki miały ładne wzory. W pokojach zaś, w których mieszkali studenci, ściany były odrapane, ich jednyną ozdobą były wzory rysowane przez kolonie grzybów, a firanek nie było wcale. Były zaś piękne zasłony z przydziału, których od czasów Gierka nie dojadły jeszcze mole.

Zatem, gdyby Prawo Zaniedbanie wpisać jakoś w ramy obserwacji, poczynionych przez Parkinsona, trzeba by powiedzieć, że nieopanowany i wykładniczy rozrost biurokracji, pociąga za sobą niezwykłą dbałość o formę. Rzym płonie, a Neron przechadza się korytarzami swoich pałaców. II wojna już się kończy, a nadworni architekci Hitlera wciąż planują odbudowę Warszawy na narodowo-socjalistyczną modłę. Widzimy i czujemy, że Prawo Zaniedbania jest uniwersalne i historycznie dobrze zilustrowane. Skoro tak, niech da nam to zachętę, do zgłębiania tematu, a na razie wątłe książeczki dotyczące biurokracji, niech zamienią się w opasłe pełne wiedzy tomiska!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz