czwartek, 7 maja 2009

Polskie humory

Jeśli ktoś oglądał wszystkie odcinki kreskówki Family Guy, na pewno pamięta postać niejakiego Buzza Killingtona, który swoją obecność zaznacza poprzez opowiadania naprawdę mało zabawnych anegdot. Peter Griffin reaguje na niego migreną i generalnie nikt nie wie jak się zachować w obecności tego Anglika. Jednocześnie Buzz nie zwraca uwagi na fakt, iż nikt nie życzy sobie jego kawałów, a tym bardziej jego samego. Snuje swoje dowcipy dalej, nie zrażając się niecierpliwą konsternacją wiszącą w powietrzu.

Czytałem ostatnio esej Wiktora Jerofiejewa o humorze, więc chcąc nie chcąc zacząłem zastanawiać się nad kondycją naszego dowcipu. Czy jest równie natrętny jak postać z bajeczki Setha Macfarlane’a? Otóż właśnie nie bardzo, co mimo wszystko nie jest dobrym znakiem! Polski dowcip działa w inną stronę, którą z kolei gardzi inteligencja (i odwrotnie). Satyry Buzza Killingtona opierają się na grach słownych, mogą być co najwyżej ‘zrozumiane’ i potraktowane wyrozumiałym uśmiechem przez słuchacza, co jednocześnie odbiera im prawo do wzbudzenia przerywanego głośnym chichotem aplauzu. Co ciekawsze, Killington jest przedstawicielem satyryka-włóczykija, próżno go szukać w piwiarniach na rozpiskach stand-up’ów. W Polsce z resztą coś takiego jak stand-up właściwie nie istnieje. Niektórzy bardziej znani aktorzy komediowi, tudzież obecni już przez długi (czyt. zbyt długi) czas telewizyjni satyrycy, próbują na starość swoich sił w takich imprezach. Wówczas okazuje się, że na dobrą sprawę nikt nie ma ochoty na dowcipkowanie, za które musi jeszcze płacić. Przyjęło się w Polsce, że prymitywną radochę z dodatkiem kogokolwiek sławnego otrzymujemy za darmo. Tymczasem kryzys pokazuje, jak Polacy przyzwyczaili się do niepłacenia za kuglarstwo i figle-migle. Czarek Pazura, ten ‘stary jajcarz’ odwołuje stand-up’y, klasyka rock’a w postaci zespołu Feel odwołuje nagminnie koncerty i rezygnuje z gwiazdorskich gaż etc. itd. Krzysio Krawczyk wręcz zawiesił już koncertowanie, które przestaje się opłacać takim starym wygom list przebojów. ZAIKS trzepie kasę, można się więc byczyć. Klubowe występy odchodzą do lamusa (vide ostatnio odwoływane z powodu braku zainteresowanie koncerty Perfectu), a jak już się odbędą, to ‘strach się bać’, jak śpiewa Lady Pank (to aluzja do ich ‘rozpadu’ na scenie w Stodole). Kryzys nie oszczędza gwiazdeczek jednego, czy wielu sezonów telewizyjnych. Lepiej radzą sobie kabarety. Cena biletu na występ Ani Mru Mru sięga czasami 80 złotych, co skutecznie odstręcza mnie od ponownego wybrania się do domu kultury Świt.

O ile o wspomnianym Mru Mru można powiedzieć, że faktycznie trzyma pewien poziom dowcipu, zasadzający się głównie na doprowadzaniu skeczu do wysokiego poziomu absurdu (co każdy przyzna – niezwykle rzadko się zdarza u polskich kabareciarzy), o tyle nie można już tego powiedzieć o reszcie tych wariatów i pozytywnie zakręconych kabareciarzy. Moi ulubieńcy z grupy o nazwie Łowcy B poziomem dowcipu sprowadzają się do serialu Włatcy Móch, czy jak to tam się pisze. . . Żarty nie istnieją, wystarczy, ze chłopaki są poubierani jak menele, którzy przed chwilą uciekli z psychiatryka. Do tego śmieszne głosy i zabawne zmienianie słów. Chciałoby się powiedzieć, iż mamy do czynienia z dowcipem, przy którym szybko można się znudzić. Gdzież tam! Publiczność szaleje, Łowcy B szaleją, Polska kabaretem stoi!

Trzeba jednak Łowcom przyznać, że poszli krok dalej niż większość dowcipkujących wędrownych trup. Nie od dziś wiadomo, że najlepszym sposobem na rozśmieszenie gawiedzi płacącej za dowcip, jest rzucenie przysłowiową ‘kurwą’ tu i tam, najlepiej w stronę polityków, tudzież artystów. Artystów mniej, politycy lepiej rozśmieszają. Żal mi rzadkiej obecności w telewizji programu ‘Ale Plama’ z panem Rewińskim i panem Piaseckim, od których zalatywało umiejętnie zmieszanym z inteligencją chłopstwem. Współcześni młodzi zdolni jednak o inteligencji nie pomyślą. Liczy się debilizm, przemycanie głupoty w nieprzeliczalnych ilościach. Celna ‘dupa’, czy ‘skurwysyn’ to kulminacyjny punkt programu, amfiteatr w Opolu szaleje, tylko boi się jeszcze wyrywać krzeseł z euforii, niczym na koncertach Beatlesów.

Bóg dobrym jest jednak Bogiem i dba, abyśmy mogli się pozbierać po takim ciosie tępych anegdot. Istnieją satyrycy trzymający poziom, którzy na dodatek na tyle sobie radzą, żeby przejmować czas antenowy tych bardziej tępych ugrupowań. Niesmak jednak pozostaje, co z kolei skłania mnie do zastanawiania się nad istotą humoru. Czy naprawdę tylko prymitywizm jest już w stanie rozśmieszyć tłumy? A może zawsze tak było, tylko ja jak zwykle ślepego udaje.

Kidriv

4 komentarze:

  1. naprawdę na poziomie jest jeszcze Kabaret Moralnego Niepokoju, może Grzegorz Halama, może już nieco zapomniany Koń Polski. z artystów ogólnie znanych jeszcze warto by było wymienić Andrzeja Grabowskiego, ale nie jako Ferdka, raczej solowe występy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to lubiłem starych, np. Smolenia, a te nowe kabarety, to faktycznie (poza Mru-Mru) nie oferując niczego ciekawego.

    Sted

    OdpowiedzUsuń
  3. ostatnio dowiedziałam się, że niektórzy moi znajomi są fanami nowej gwiazdy youtube Pani Barbary (http://www.youtube.com/watch?v=unxeJp37NUI&feature=related )To jest dopiero przerażające :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbienie dla naturszczyków nie jest niczym nowym i... czasami bywają żałośnie, ale zabawni :)

    OdpowiedzUsuń