poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Sylwester z dupą

Czas najwyższy przyznać, że polski rynek działa znakomicie. Przepędza gamoni i niedojdy z oczu tłumów dokładnie wtedy, kiedy trzeba. Innymi słowy – wie, kiedy przestać.

Jestem daleki od przewidywania końca pewnych norm ustalonych we współczesnej muzyce. Wieszczyć ludziom koniec czegokolwiek (o, świata na przykład) obecnie można jedynie w kinematografii (swoją drogą z miernym skutkiem – patrz film ‘2012’). Uspokajam więc wszelkich malkonentów potencjalnych – nie będzie dziś przemądrzałych dywagacji. Będą zaś suche fakty i komentarz adekwatny do sytuacji.

Istnieje w internecie strona o adresie www.pudelek.pl Wszyscy wiemy, na czym się opiera jej działalność. Na plotce. Popularny to serwis – każdy mniej lub bardziej świadomie łasy jest na wzloty i upadki tych i owych. Wspólnie więc robimy nagonkę na Nergala, lidera zespołu Behemoth, ze względu na jego romans z kiczowatą i cukierową Dorotą Rabczewską. Niedowierzamy informacji na temat odwołania koncertu Britney Spears w Polsce. Szydzimy z wygórowanego ego wokalisty zespołu Feel, trzymającego wysoki poziom mimo spadku w notowaniach list przebojów. Czysty przykład robienia dobrej miny do złej gry. Piotr Kupicha cieszy się dumnie z platynowej, czy tam złotej płyty już w dniu premiery najnowszego krążka. Kupicha zgarnął "platynę" na podstawie szacowanej liczby kopii, które powędrowały do sklepów. Czy ktoś je kupi, czy będą jednak zalegały na półkch i w konsekwencji wylądują w Tesco za 4,99? Ta sprawa nie obchodzi już nikogo. A powinna, Panie Kupicha, powinna, bo potem jest zdziwienie i konsternacja, że pustki na koncert i trza odwoływać.

Innymi słowy – biznes robi swoje na przekór zainteresowaniu od strony najważniejszej, czyli ludzkiej. Feel stacza się do roli gwiazd tabloidów, niwelując przy tym obecność swojej muzyki w mediach do minimum, którym charakteryzują się wykonawcy wręcz undergroundowi. Tymczasem underground ma się coraz lepiej. Milionów dolarów na koncie może nie widać, puszczania w nonMTV też nie sposób uświadczyć... I dobrze, gdyż wykonawcy niszowi stawiają raczej (to słowo ‘raczej’ jest bardzo istotne) na profesjonalizm zarówno koncertowy, jak i marketingowy. Nie ma w nim miejsca na wywiady dotyczące prywatnego życia w "Vivie", ani na sesje zdjęciowe nad grobem ojca również w "Vivie", ani tym bardziej na dołączanie swoich wydanych na szybciutko płyt z przeróbkami kolęd - także, oczywiście, w "Vivie". Tak dzieje się na przekór wszystkim w polskim biznesie. Gwarantuję Państwu, że skończy tak każdy sprzedajno-popowo-nijaki wykonawca, jeśli nie będzie miał ciut oleju w głowie i nie zboczy z kierunku oznaczonego etykietą ‘wykonawca=produkt służący dowartościowaniu się gawiedzi”. Proszę brać przykład z Gabriela Fleszara, który słusznie przeniósł się na przysłowiową ‘ulicę’, na której lepiej mu się wiedzie, bo komercyjny hit, którego nazwa chwilowo wyleciała mi z głowy, nie przyniósł mu zlota.

Rynek jednak wciąż się kręci, dzięki Pudelkowi, szmatławcom, wielkim koncertom i Eurowizji. A niech się kręci! Prawdziwych artystów nic to nie obchodzi. Większość polskich wykonawców nie ma chyba aż tak niskich ambicji, że ich realizację zapewnia im wegetacja na Sylwestrze z Jedynką. Tego się trzymam i ja – Kidriv Muzykant. Dowidzenia.

PS Nie bójcie się – przejdźcie się na kilka koncertów niereklamowanych w telewizji publicznej. Się możecie zdziwić mile.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz