środa, 18 marca 2009

Eagles of death metal - dygresja

UWAGA! Pragnę zaznaczyć, że tekst poniższy odbiega nieco od koncepcyjnej linii naszego bloga. Nie przewidywałem umieszczania na PS-ie relacji z koncertów. Muszę jednak się usprawiedliwić, gdyż akurat wizyta Eagles of death metal w Polsce przymusiła mnie do poczynienia pewnych refleksji, które mgliście zostały poniżej przedstawione. Proponuję zastanowić się, jak to jest, że mimo posiadania mocno kulejącego rynku muzycznego i wszechobecnego utożsamiania swojego 'gustu' z prezentowaną w mediach publicznych tandetą, potrafimy wykrzesać z siebie jeszcze tyle muzycznej energii. I dlaczego nie dotyczy to polskich undergroundowych zespołów.. Bo, umówmy się, Eagles of death metal również jest kapelą niszową.

W ostatnią sobotę zdarzyło mi się trafić na koncert pół-amatorskiego, acz sławnego i wesołego zespołu Eagles of Death Metal. Proxima szalała. Dawno nie widziałem tak zachwyconej publiczności. Szczerze powiem, że chyba nawet dumny byłem z przyjęcia, jakie Polacy zgotowali Amerykanom.

Proxima wypchana była do ostatniego miejsca, co szczególnie mnie dziwiło, gdyż osobiście nie dałbym tyle pieniędzy za bilet na EODM (85 zł). Z racji terminu, a jak już wspomniałem, była to sobota, występ musiał zakończyć się przed godziną dwudziestą drugą. Punkt dziesiąta w Proximie rozpoczyna się bowiem już impreza cykliczna, w tym przypadku - coś na kształt dyskoteki. Należą się więc brawa dla organizatorów gigu za punktualność, a nawet jej przekroczenie (za to już nie wiem, czy brawa się należą)! Nigdy w życiu nie słyszałem o koncercie, który zaczął się przed czasem! Support grupy, młodziutki duet gitarowo-perkusyjny (17 i 18 lat), pochodzacy z Belgii, Black Box Revelation zaczął swój występ o godzinie 18.50, a więc dosłownie dziesięć minut przed napisaną na bilecie godziną. Gwiazda wieczoru zaś zmieściłaby się w czasie nawet, gdyby garażowo-rock'owe łupanie chłopcy rozpoczęli trochę później. Eagles'i swój set obliczyli na jakieś 75 minut. W efekcie o 21.30 byłem już w drodze na pseudo-afterparty. Owo afterparty to jednak temat na osobny post, który już jutro.

Nie spotkałem się z negatywną opinią o koncercie. Nie licząc recenzji z Życia Warszawy, pisanej przez osobę której najwyraźniej tego dnia w Proximie nie było, każdy wyrażał się o koncercie w samych superlatywach.

Naszła mnie refleksja. Jak to się dzieje, że jeden wąsaty trzydziestolatek ubrany w obcisły t-shirt, w ciemnych okularach, z wręcz więziennymi dziarami, ledwo umiejący grać na gitarze, potrafi porwać taki tłum? Bohaterem ceremonii był bowiem właśnie taki mężczyzna. Na imię ma Jesse. Nawet jeśli ktoś przekraczający bramy klubu nie miał pojęcia, jak temu panu na imię, reszta ludzi w trakcie grania szybko by mu tą wiedzę wpoiła, gdyż oprócz standardowego polskiego 'napierdalać' i 'pokaż dupę!', rozhuśtana Proxima krzyczała 'Jesse' właściwie po każdym utworze. Cóż więc Jesse miał zrobić? Ano chwalił, chwalił polską publiczność zarówno poprzez przypomnienie pierwszego występu w Stodole w 2005 roku (jako support bratniego Queens Of The Stone Age), jak i kokieteryjne zawołania w stylu - "Na co mi Hollywood, skoro mogę się przeprowadzić do Warszawy?"... Miód na uszy fanów.


Stałem w bezpiecznej odległości kilkunastu metrów od sceny, jednak nawet tam dało się odczuć euforię, która ogarnęła Polaków. Koleżanki zdzierały sobie gardło, powtarzając niczym mantrę magiczne słowa jednego z przebojów o tytule 'Cherry Cola'. Zagrali go, a jakże! I Proxima zafalowała. Wcześniej uraczyli nas również wyproszonym 'I want you so hard (Boys bad news)' i wówczas przez klub przeleciała fala o rozmiarach tsunami. Myślałem, że to wizyta Down należała do najbardziej porywających (niemalże w dosłownym znaczeniu tego słowa) występów, jednak muszę przyznać, że takiej ekstazy na koncercie rock'owym po prostu nie widziałem. Stąd duma, a później zaduma z dźwięczącym w uszach zagadnieniem - jak dokonać czegoś podobnego w Polsce? Jak zorganizować koncert doskonały? Jak zagrać koncert doskonały? Do takich niewątpliwie sobotni występ EODM należał. . .

PS Mimo wszystko nie da się ukryć, że EODM zawdzięczają popularność podciągnięciu grupy pod osobę Josha Homme'a, drugiego lidera zespołu, który jednak z racji obowiązków związanych z macierzystym Queens of The Stone Age, nie zwykł brać udziału w trasach koncertowych Orłów Metalu Śmierci. Ciężko mi uwierzyć, że bez takiego wsparcia Jessie odniósłby taki sam sukces.

Kidriv

18 komentarzy:

  1. czas posluchac nagrania bo jakos nie pamietam zeby ktos krzyczal Jessie

    OdpowiedzUsuń
  2. fakt. artykuł w "życiu warszawy" jest żenujący. ale zapomnijmy o tym.
    zapomnijmy też o Twojej wpadce, którą ŁASKAWIE (:D) wytknęłam Ci na gronie.
    niewątpliwie najfajniejsze było, kiedy unisono krzyczano "napierdalać". mniam, mniam.
    dziękuję Ci za te "koleżanki". :D

    poza tym - zgadzam się. stworzyli nieziemską atmosferę, wymietli wszystko i wszystkich, naprawdę było znakomicie. żadnego smęcenia i przytupywania nóżką w kącie, a kupa szalonego rock'n'rolla. ja to bym ich chciała jeszcze raz.

    (tak, to właśnie mój zgrabny komentarz. ha!)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, ja to mam nadzieję, że na w sobotę Opeth też będzie ładnie.

    Sted

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurna, ale składnia mi wyszła.

    OdpowiedzUsuń
  5. ok, bylo Jesse hehe

    OdpowiedzUsuń
  6. jakiego nagrania ? jest bootleg ? czy to cos z jutuba ? Kidr

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. No, ja sobie dzisiaj wejściówkę zakupiłem. Droga, jak cholera. Ja to mocnej muzy nigdy nie porzucę. Mam sporo kochanek na boku, ale napierdalanie, zwłaszcza progresywne, być musi.

    OdpowiedzUsuń
  9. z tym że ta wejściówka cholernie dużo kosztuje. to przez to ze Metal Mind organizuje. Down kosztowal 120, Opeth 125. lekkie przegiecie moim skromnym zdaniem. to 200 zeta kosztuja trzy dni na brutal assault, gdzie nie dosc ze gra opeth, to jeszcze testament i masa innych madrych kapel.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesse pod publiczkę nic nie robił. Tylko o nas napisał, że nas "kurwa, kocha"... O nikim innym, o nas... Poza tym od kiedy to wykorzystuje się kawałki "niszowych kapel" w grach komputerowych i serialach telewizyjnych? Nie odstajesz wiele więcej od pana z ŻW...

    OdpowiedzUsuń
  11. skoro nie są niszowi, to dlaczego do Spodka ich nie pchnęli, albo choćby do stodoły ? czepiasz się szczegółów, oni są poważani, czy też kultowi, jednak pozostają w niszy, skoro zarabiają więcej na koszulkach z autoparodią niż na sprzedaży płyt.

    OdpowiedzUsuń
  12. a. poza tym - gdzie ja pisałem że robił cokolwiek pod publiczkę ? publika szalała, więc się odwdzięczał jak mógł.

    OdpowiedzUsuń
  13. Miejsce koncertowania wyznacznikiem niszowości zespołu? Jezu, zacznę chyba Cię regularnie czytać :D A dysponujesz jakimiś statystykami odnośnie trzepania kasy z poszczególnych rzeczy Panie Próbuję-Być-Ironiczny-Ale-Nie-Do-Końca-Mi-To-Wychodzi? :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Zawsze bardzo mnie bawiła urażona duma fana zespołu. Wydaje mi się, że Kidriv mówi rzeczy oczywiste. Sted

    OdpowiedzUsuń
  15. Do Anonimowy - no a powiedz mi co jest wyznacznikiem popularnosci zespolu w tym momencie ? fakt, proxima byla zapelniona, ale stodola juz tylko w polowie, spodek w 1/10, a na stadionie Jesse nawet nie wiedzialby, gdzie jacys ludzie sa. o czym to swiadczy ? no chyba o popularnosci w Polsce. z reszta w sumie nie tylko, bo oni nigdzie nie graja w wielkich halach koncertowych. nadal mylisz dwie rzeczy o ktorych wspominalem. ale czytaj regularnie - moze zalapiesz w koncu o co biega.
    ps. poczytaj sobie wywiad z Jessem w najnowszym Teraz Rock'u no i wypowiedzi ludzi w necie na temat tej opcji, to bedziesz wiedzial skad te dane.
    Kidriv

    OdpowiedzUsuń
  16. To ja pozwolę sobie w nawiązaniu do tego, jak i poprzedniego tekstu popełnić faux pas i dorzucić link z ciemnej strony mocy :)
    http://www.krytykapolityczna.pl/Tomasz-Piatek/Kto-wylaczyl-muzyke/menu-id-215.html

    OdpowiedzUsuń
  17. to jest grubsza sprawa, niż autorowi sie wydaje. wystarczy sięgnąć do pudelka, żeby zobaczyć co się dzieje. w Wakacje zespół Feel na koncercie na dniach augustowa zgromadził z 15 tysiecy osob. trzy miesiące później ich lider odwołuje koncerty solowe, bo nikt na nie nie przychodzi. Natalia Lesz zaś to w ogóle fikcyjny twór, na jej koncert nie przychodzi nikt. nie słucha jej również nikt. Rynek nam siada, ale paradoksalnie rzecz biorąc, w tym roku sprzedaż płyt w Polsce wzrosła o siedem procent w stosunku do roku poprzedniego. wydalismy na plyty 350 milionow..co ciekawe, w dużej mierze to były składanki, więc jeszcze gorzej. Ludzie narzekają na ceny albumów, dlatego ukazują sie marne 'edycje polskie'. z tym że wystarczy poszukać, wejść do media markt czy saturna, żeby zobaczyć ze album który w empiku kosztuje 69.99, w tamtych sklepach chodzi po 29.99... to nie jest tak, że tylko radia i telewizja publiczna są zmuszane do puszczania papki. To ludziom się powoli odechciewa też szukać dobrej muzyki.

    OdpowiedzUsuń